Wyjazd do Paryża samemu? (4) Wersal bez internetu mobilnego to cyfrowy detoks
9 sierpnia 2025

Dzisiaj w planie było trochę oddechu od miejskiego zgiełku – wycieczka do Wersalu. Wstałem nieco później (okolice 8:00), bo w kościach czułem intensywność Disneylandu. Po śniadaniu w hotelu spakowałem plecak i o 9:30 byłem gotów na zbiórkę. Tym razem skorzystałem z zorganizowanego transferu autokarem (wykupiłem go wcześniej wraz z biletem do pałacu, żeby nie martwić się logistyką RER i kolejkami do kas w Wersalu). Na miejsce dojechaliśmy około 11:00.
Zanim jednak zatracę się w zwiedzaniu królewskich komnat, słowo o internecie mobilnym poza Paryżem: Otóż Wersal leży kilkanaście kilometrów od stolicy i jest to już inna miejscowość. Mimo to, mój telefon wciąż logował się do sieci Orange F z doskonałym zasięgiem – francuscy operatorzy mają świetne pokrycie terenu, nawet poza ścisłym centrum. Czułem, że prędkości 5G były tu minimalnie niższe niż w Paryżu, ale nadal mogłem z nich korzystać w miasteczku.
Czas na cyfrowy detoks. Potrzebujesz informacji? Wykorzystaj internet wcześniej

Zwiedzanie Pałacu Wersalskiego odbywało się z audioprzewodnikiem. Tutaj świadomie postanowiłem nie używać komórki – skupiłem się na realnym doświadczeniu. Zrobiłem tylko kilka zdjęć w Sali Lustrzanej (jak każdy turysta) i odłożyłem telefon. Sygnał i tak nie przenikał najlepiej przez grube mury (chwilami w środku pałacu miałem tylko 1-2 kreski LTE), więc to był idealny moment na cyfrowy detoks. Chodziłem od sali do sali podziwiając przepych, słuchając ciekawostek o życiu królów (w tle opowieść lektora o tym, jak Maria Antonina uciekała sekretnymi drzwiami ze swojej sypialni podczas rewolucji). Dzieci wokół pukały rodziców w ramiona pokazując freski – a ja uświadomiłem sobie, że cieszę się z mojej samotnej wyprawy: mogłem iść swoim tempem, zatrzymać się dłużej tam, gdzie chciałem, bez rozpraszania. Bycie online jest super, ale czasem oszczędność internetu i bycie offline ma swoje uroki – Wersal dał mi taką chwilę wytchnienia od ciągłego sprawdzania powiadomień.
Ogrody Wersalu, czyli minimalny streaming internetu

Po wyjściu z pałacu znalazłem się w ogromnych ogrodach wersalskich. Słońce przygrzewało, więc przysiadłem nad słynnym Grand Canal, by zrobić sobie mały piknik. Wcześniej kupiłem quiche i lemoniadę w kiosku La Flotille. Siedząc na trawie, włączyłem ponownie internet w telefonie – ciekawiło mnie, jak wielki jest teren tych ogrodów. Google Maps pokazało imponujący obszar, a przy okazji zobaczyłem w niej zaznaczone atrakcje typu Hameau de la Reine (Wioska Marii Antoniny). Zastanawiałem się, czy tam iść, ale mapa pokazała dystans ok. 2 km – odpuściłem (nogi jeszcze pamiętały wczorajsze kolejki w Disneylandzie). Zamiast tego, leniwie poleżałem, karmiąc kaczki okruszkami bagietki. W tle puściłem sobie cichutko playlistę klasycznej muzyki – pasowała idealnie do otoczenia francuskich ogrodów. Transfer danych? Minimalny. Zauważyłem, że streaming audio zużywa naprawdę niewiele MB, więc można słuchać do woli.
Warto kupować bilety na atrakcje Paryża przez internet, a nie w kasie
Gdzieś około 15:30 zebrałem się z trawnika i ruszyłem do wyjścia – czas wracać do Paryża. W autokarze w drodze powrotnej większość uczestników wycieczki od razu zasnęła, zmęczona upałem i chodzeniem. Ja jednak byłem pełen energii (to pewnie ta cafe au lait wypita na szybko przed opuszczeniem Wersalu). Skorzystałem więc z mobilnego internetu, by zrobić mały “rachunek sumienia” finansowy: zalogowałem się do banku (oczywiście przez bezpieczną aplikację) i sprawdziłem wydatki – widniały już transakcje za kolacje, pamiątki, bilety, ale wszystko się zgadzało. Przy okazji kupiłem online bilet do Luwru na jutro wieczór – zdecydowałem się wykorzystać środowy późny wstęp (Luwr jest otwarty do 21:45 w środy). Bilet wpadł na maila od razu. Te parę czynności zajęło mi 10 minut – i tak oto jadąc autokarem miałem ogarnięte rezerwacje na kolejny dzień. Kiedyś takie rzeczy trzeba było robić przy komputerze stacjonarnym długo przed podróżą albo stać w kolejkach – teraz proszę, kilka tapnięć w ekran i gotowe.
Wi-Fi w Paryżu może pozytywnie zaskoczyć – dobry przykład dla dużych miast

Po powrocie do Paryża (ok. 17:00) wysiadłem w okolicy Musée d’Orsay. Stamtąd przespacerowałem się mostem do Ogrodów Tuileries. Miałem ochotę na lody – a we Francji wiadomo, że dobre lody to np. Amorino. Telefon pokazał mi, że faktycznie Amorino jest przy Rue de Rivoli nieopodal. Kupiłem więc rożek lodów (o smaku mango i pistacji, jeśli ktoś ciekaw) i usiadłem przy fontannie w Tuileries. Żadnej presji, pośpiechu – pełen relaks. W parku złapało mnie publiczne Wi-Fi miasta Paryża (pojawił się komunikat na telefonie). Dla sportu połączyłem się – działało, choć dość wolno. Zostałem jednak przy swoim LTE. Rozglądałem się dookoła: dzieci pływały modelami żaglówek po stawie, gdzieś w oddali wesołe miasteczko kusiło diabelskim młynem. I pomyśleć, że cztery dni temu byłem w biurze w Warszawie, a teraz tu… W takich chwilach doceniam, że mogę pracować zdalnie praktycznie z każdego miejsca na świecie, byle mieć internet. W duchu obiecałem sobie, że kiedyś wrócę do Paryża na dłużej, może na miesiąc, popracować z jakiejś kawiarni patrząc na ten park.
Wieczorem tego dnia wybrałem się jeszcze na mały rekonesans w mniej turystyczne rejony. Podjechałem metrem w okolice Place de la Bastille – chciałem poczuć trochę lokalnego klimatu paryskich brasserii z dala od tłumów. Znalazłem przyjemną knajpkę na Rue de la Roquette, gdzie zjadłem kolację (steak frites – klasyka). Internet komórkowy posłużył mi tu głównie do tłumaczenia menu (znów kilka słów musiałem sprawdzić – kelner tylko francuskojęzyczny, ale jakoś dałem radę zamówić, pewnie poznając, że nie jestem stąd). Po kolacji wróciłem do hotelu wcześniej, by porządnie wypocząć. Bilans dnia: sporo bycia offline w pałacu, potem umiarkowane korzystanie w ogrodach i podczas planowania – sumarycznie może 500 MB danych zużyte. Za to naładowane baterie mentalne i realne (powerbank w końcu też doładowałem w hotelu).

Miłośnik wszystkiego, co związane z nowymi technologiami. Kiedyś konsultant w branży telko; dziś działający głównie w sferze oprogramowania, a przy okazji niezmiennie zafascynowany wszystkim, co dotyczy technologii mobilnych oraz znaczenia internetu w codzienności.
Powiązane artykuły
Najnowsze artykuły
Porównaj najlepsze oferty operatorów
oszczędź nawet 50%
Pan Wybierak – bezpłatna porównywarka najlepszych ofert operatorów
To jedna z najbardziej kompletnych wyszukiwarek, z trafnym dopasowaniem ofert internetu, telewizji kablowej i telekomów do adresu zamieszkania, z której bardzo chętnie korzystają nasi czytelnicy – polecamy!
Pan Wybierak to świetny serwis, dzięki któremu nie tylko poznałem wszystkie możliwe warianty instalacji internetu w moim miejscu zamieszkania, ale także odkryłem naprawdę tanią ofertę. Ogólnie - rewelacja!